Od momentu wykształcenia się samoświadomości człowiek próbuje odpowiedzieć na pytanie, kim jest i jakie są cechy decydujące o jego gatunkowej specyfice. Wiele z nich, jak np. brak hamowania agresji wewnątrzgatunkowej, posługiwanie się narzędziami, manipulację symbolami i językiem, czy też tworzenie kultury
[1], były do niedawna uważane za cechy przynależne li tylko człowiekowi. Dyskusje toczone wokół tych kwestii prowadzone były często w gorącej atmosferze, gdyż
ujawnienie prawidłowości dot. miejsca człowieka jako gatunku w przyrodzie działa na ludzi szokująco tym silniej, im mocniej utrwalone jest mniemanie o własnej wyjątkowości[2], jak celnie zauważyła Z. Stromenger. Człowiek nie chce więc opuszczać piedestału, który oddziela go od innych zwierząt, mimo dostrzegania u siebie rodzinnego podobieństwa do małp człekokształtnych
[3]. Kartezjańskie
cogito ergo sum było wypowiedziane w opozycji do zwierząt, które – według niego – nie myślały, nie czuły, były jedynie automatami, maszynami-bestiami. Kontynuacją tego sposobu myślenia jest wizerunek zwierząt obecny w kulturze masowej, gdzie Tarzan musi uciekać przed złymi małpami, a King-Kong jest krwiożerczym potworem
[4]. Rozwój nauki powoduje jednak, że uprzywilejowana pozycja człowieka w przyrodzie – wbrew własnej woli – ulega osłabieniu. Z. Stromenger zauważa, iż trudno było pogodzić się z faktem, że Ziemia – stworzona wszak dla istot podobnych do Boga – nie jest ani centralnym, ani najważniejszym elementem wszechświata, a
postępowaniem człowieka rządzą nie zawsze uświadomione wrodzone popędy i instynkty stawiające pod znakiem zapytania jego własną wolę[5]. Mało tego –
owe wrodzone popędy i instynktowne działania okazują się bynajmniej nie specyficznie ludzkie, ale pochodzą w prostej linii od zwierzęcych antenatów, wobec czego są w wielu wypadkach homologiczne, czyli genetycznie równoznaczne z popędami i instynktami wielu współcześnie żyjących zwierząt[6]. Człowiekowi trudno było również uwierzyć w to, że pochodzi nie od jakiegoś dawno wymarłego przodka, ale od jakże straszliwie znajomego i zatrważająco podobnego do nas, współcześnie żyjącego i oddychającego szympansa. Słowom tym wtóruje E. Wilson, który stwierdził:
Problemem już nie jest to, czy ludzkie zachowanie się jest zdeterminowane genetycznie, ale w jakiej mierze? W 1984 r. świat został porażony radykalnym stwierdzeniem dwóch biologów z Uniwersytetu Yale: Ch. Sibleya i J. Ahlquista. Orzekli oni, że na podstawie przeprowadzonej przez nich analizy DNA należy umieścić istoty ludzkie dokładnie w środku grupy wielkich małp człekokształtnych:
wyobraźmy sobie portret rodzinny: pięć par małp człekokształtnych, jedna samica i jeden samiec w każdej, orangutany i goryle po jednej stronie, szympansy i bonobo po drugiej, a my, ludzie stoimy pośrodku fotografii szczęśliwi w otoczeniu swoich kuzynów[7]. Niezwykłość człowieka w przyrodzie obnażył – wydaje się, że skutecznie – D. Morris w swej najsłynniejszej pracy „Naga małpa”, gdzie czytamy, że
na świecie żyje 193 gatunki małp. Z nich 192 to gatunki owłosione. Wyjątek stanowi naga małpa, która sama nadała sobie nazwę Homo sapiens. Ten niezwykły i nader udany gatunek poświęca mnóstwo czasu na analizowanie wzniosłych pobudek swojego postępowania, jednocześnie starannie ignorując pobudki podstawowe. Naga małpa szczyci się tym, że ma największy mózg spośród wszystkich prymatów, ale stara się ukryć fakt, że jest również obdarzona największym penisem[8]. Podobnie uważa etolog, Konrad Lorenz, który mówi spokojnie i bez cudzysłowiu o miłości, zakochaniu i żałobie u gęsi, o stanie furii u ryby, uprzejmym uśmiechu u psa i o kurtuazyjnych grzecznościach wilków. Czy w takim razie
per analogiam można mówić o doświadczeniu religijnym zwierząt?
Wielu badaczy wiernych stwierdzeniu Darwina, iż większość złożonych cech ewoluuje stopniowo z prostych, uważa, że różnica pomiędzy ludźmi, a zwierzętami nie jest jakościowa, ale ilościowa. Zwierzęta bowiem nie są w stanie przekroczyć pewnego progu komplikacji (np złożonych konstrukcji gramatycznych, narzędzi złożonych z trzech i więcej części itp.). Skoro tak, to należy zadać pytanie, czy doświadczenie religijne będące według wielu myślicieli wyróżnikiem człowieka, nie jest choćby w rudymentarnej formie obserwowalne u zwierząt?
Zajęli się tym prymatolodzy, którzy po stwierdzeniu zdolności szympansów do komunikacji symbolicznej zainteresowali się też ich życiem duchowym. Badania przeprowadzone przez Kelloga, Kohlera, czy Yerkesa udowodniły, że wyczuwają one sens przypisywany przedmiotom, które nie są ani użyteczne, ani niebezpieczne:
„Gua, mała szympansica (…) bała się śmiertelnie muchomorów. Uciekała przed nimi krzycząc, albo przyparta do muru zasłaniała twarz, jak gdyby chciała skryć się przed ich widokiem. Zachowanie takie wywoływały wszystkie muchomory (…) Pewnego dnia eksperymentatorzy zawinęli kilka muchomorów lekko w papier i podali szympansicy paczkę (…) czekając co będzie dalej
[9]”
Kellog odnotował:
„Przyjmuje ją bez śladu nieufności, a nawet zaczyna żuć papier. Lecz kiedy na jej oczach rozwija się paczkę, cofa się z lękiem i od tego czasu nie chce mieć nic wspólnego z papierem, ani z jego zawartością.
[10]”
Nie tylko muchomory były dla Gua przedmiotem znaczonym. Szympansica była bowiem tak bardzo przywiązana do Kelloga, że zawsze kiedy opuszczał dom wpadała w smutek. Uspokajała się, gdy dawano jej jego niebieski kombinezon.
Ciągnęła go za sobą – czytamy w sprawozdaniu –
jako fetysz chroniący ją do czasu jego powrotu (…) Czasami kiedy Kellog musiał wyjechać, pożegnanie odbywało się bez emocjonalnych manifestacji ze strony Gua, jeżeli przed wyjazdem dano jej kombinezon.[11]
Kohler z kolei opisuje jak szympansy gromadzą całkowicie bezużyteczne przedmioty i noszą je w nieskończoność między podbrzuszem, a górną częścią uda.
[12] Powyższe badanie udowodniły więc, iż szympansy wyczuwają jakiś sens nie związany bezpośrednio z tymi przedmiotami.
Naukowcy zajmujący się zachowaniem zwierząt badali również kwestię, czy naturalny u zwierząt jest lęk przed śmiercią. Amerykanin Butler dokonał makabrycznego eksperymentu – obciął głowę rezusowi i tak sprofanowane zwłoki ustawił przy klatce z innymi rezusami. Małpy nie zareagowały. Wydawałoby się, że w świecie zwierząt śmierć jest więc niezauważona. Aby potwierdzić tę hipotezę przeprowadzono podobne obserwacje wśród wyższych prymatów. A. Kortland, który badał szympansy w ich naturalnym środowisku zauważył, że kiedy jeden z nich zmarł tuz przed zmrokiem, grupa odeszła na nocleg.
„O świcie następnego dnia grupa szympansów powróciła do trupa swego współplemieńca. W śmiertelnej ciszy wszyscy ustawili się szerokim kręgiem. Niektórzy powoli odważali się nieco wystąpić do przodu. Wreszcie jakaś matka – dziecko wisiało przy jej brzuchu – wyszła z kręgu, ostrożnie zbliżyła się do zmarłego i obwąchała go. Następnie odwróciła się do zebranego grona i pokiwała głową. Wówczas wszyscy rozeszli się w milczeniu, tylko jeden szympans cierpiący na porażenie dziecięce jeszcze przez jakiś czas siedział przy zmarłym i nieustannie na niego patrzył. Wydawało się, że nie może rozstać się z widokiem śmierci. Czyżby przeczuwał, że i w nim śmierć już dojrzewa? Wreszcie i on odszedł. Nastała śmiertelna cisza. Przez cały ranek, zresztą także i później w ciągu dnia nie słyszeliśmy żadnych szympansich głosów
[13]”.
Opiekę stada nad dogorywającym osobnikiem i potem nad zwłokami zaobserwowano również u słoni, które pokrywają zwłoki członków stada gałęziami, a s
potkawszy na sawannie szczątki współbraci otaczały je kręgiem, z łbami na zewnątrz, przewracały kości trąbami, obmacując zwłaszcza czaszki, gładziły je tylnymi nogami, były wyraźnie poruszone[14]. Interesujące w tym kontekście są badania prowadzone w latach 60tych w USA, w ramach których uczono szympansy systemu migowego. Jedna z szympansic nie tylko potwierdzała i zaprzeczała, ale wyrażała również metafizyczne lęki przed śmiercią. Spytana przez badacza zakomunikowała:
Sara boi się odejść. Podobnie goryl Koko – zapytany co się dzieje z gorylami po śmierci, odpowiedział:
idą do wygodnej jamy na uboczu. Metoda ta została jednak skrytykowana przez innych badaczy za zbyt duże zaangażowanie opiekunów w proces interpretacji znaków. Kolejną próba komunikacji z małpami człekokształtnymi była komputerowa tablica ze znakami, które po naciśnięciu wydawały zrozumiały przez ludzi głos. Malutki bonobo o imieniu Kanzi po przyswojeniu sobie tej metody komunikacji zadał opiekunce pytanie, które zostało zinterpretowane jako:
Co bonobo robią po śmierci?. Pytany o to samo miał później odpowiedzieć:
idą do wielkiej czarnej dziury[15].
Podstawą biologiczną emocji związanych z odczuwaniem sacrum charakteryzowana jest jako efekt pobudzenia dwóch ambiwalentnych popędów wzbudzających lęk i ciekawość. R. Otto określił je mianem
tremendum et fascinosum w „Świętości”, gdzie czytamy:
„Demoniczny lęk (…)nie jest to naturalny strach, ale szczególny lęk przed tym, co budzi grozę, wywołuje takie reakcje na ciele, które nigdy nie występują w takim stopniu przy natu
ralnym lęku i strachu[16]. Fizjologicznym źródłem doświadczenia religijnego w tym ujęciu jest specyficzny strach („awe” Maretta). Skojarzenie strachu i agresji stało się podstawą rytualnych zachowań religijnych. Przykładem jest relacja Jane Goodall obserwującej stado szympansów w Tanzanii:
Po dojściu do granii szympansy zatrzymały się. W tym momencie rozszalała się burza. Lało jak z cebra, a po nagłym uderzeniu pioruna – gdzieś tuż nad moją głową – zerwałam się na równe nogi (…) Wtedy usłyszałam
crescendo posapywań i pohukiwań, które docierały do mnie mimo szumu ulewy. Po chwili samiec popędził w dół zbocza w kierunku drzew, które niedawno opuścił (…) Prawie natychmiast dwa inne samce rzuciły się za nim. Jeden z nich oderwał gałąź z jakiegoś drzewa i biegnąc potrząsał nią w powietrzu, a potem rzucił ja gdzieś za siebie. Drugi samiec, gdy tylko przestał biec, stanął wyprostowany i rytmicznie, w przód i w tył, trząsł gałęźmi drzewa, a potem chwycił potężny konar leżący nieopodal i odciągnął go w dół stoku. Czwarty samiec, który również popędził za nimi i prawie nie wytracając szybkości wskoczył na drzewo, oderwał wielką gałąź, zeskoczył z nią na ziemię i odbiegł dalej w dół zbocza. Na koniec dwa samce nawołując się pobiegły w dół, a ten, który rozpoczął całe przedstawienie zszedł z drzewa i ponownie zaczął wspinać się po zboczu. Reszta, która również siedziała na drzewach, gdzieś na samym dnie doliny, podążyła za nim. Później, gdy dotarły do grani, z tą sama energią kolejno zaczęły zbiegać w dól (…) W czasie gdy samce zbiegały w dół i podchodziły z powrotem, deszcz bez przerwy się wzmagał, zygzaki błyskawic rozświetlały ołowiane niebo, a huk piorunów zdawał się wstrząsać nawet górami.
[17] J. Goodall obserwowała ten „deszczowy taniec” wielokrotnie, zawsze na początku pory deszczowej. Baudler twierdzi, że są to zachowania protoreligijne, gdyż małpy w ten prymitywny jeszcze sposób uprawiają kult religijny
[18]. Według Burkerta religia mogła wyprzedzić nawet pojawienie się mowy gramatycznej, gdyż opiera się na działaniach rytualnych, które stanowią przedwerbalne akty komunikacji
[19]. Akty, które wczesny
Homo mógł odziedziczyć po swoich przodkach. W efekcie
ani komunikacja, ani symbol, ani rytuał nie są czymś wyłącznie ludzkim, ich korzenie sięgają daleko w głąb ewolucji gatunkowej[20].
Z powyższymi badaniami korespondują najnowsze odkrycia molekularno-genetyczne, które wykazały, że genotypy szympansa i człowieka są zgodne w ok. 98 – 99 %, różnica mieści się więc w granicach 1,2 – 1,6 %. J. Diamond z kolei stwierdził, iż człowiek jest trzecim szympansem, jak zresztą zatytułował swoja książkę.
[21] Dyskusję na ten temat trafnie podsumował Robert Foley, który przytoczył słowa Benjamina Disraeliego, który został zapytany, czy jego zdaniem człowiek to małpa, czy anioł. Odpowiedział z przekonaniem:
Ja opowiadam się po stronie aniołów[22]. Foley stwierdził zaś, że
ludzie pochodzą od małp, ale sami uczynili się aniołami[23], a
człowiek może i jest aniołem, ale w takim razie nie bardzo wiadomo, dlaczego aniołami nie miałyby być małpy człekokształtne[24]. Czy powyższe stwierdzenia i fakty dowodzą, że małpy odczuwają, choćby w elementarnej formie doświadczenie religijne? W świetle ostatnich badań nie możemy tego stwierdzenia zanegować z taka stanowczością, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Wyniki tych badań wymuszają na nas również mniej antropocentryczne spojrzenie na miejsce człowieka w przyrodzie i jego stosunek do zwierząt, zwłaszcza do najbardziej z nami spokrewnionych małp człekokształtnych. Trudno jest cokolwiek domniemywać o ew. odczuwaniu doświadczenia religijnego przez nie, jednakże nie możemy tego kategorycznie wykluczyć. Jak celnie zauważył R. Wrangham:
Małpy człekokształtne są uwięzione między dwoma światami, ludzkiej i pozaludzkiej świadomości. Obserwatorzy małp człekokształtnych są uwięzieni miedzy dwoma równoległymi światami, między przekonaniem o złożoności procesów psychicznych zachodzących u małp człekokształtnych i stwierdzeniem, że procesy te są trudne do udowodnienia (…) w przypadku małp człekokształtnych zbyt wiele intrygujących zdarzeń wskazuje na to, że w świecie lasu kryją się umysły[25].