Ludzie pozbawieni wiedzy nagromadzonej
przez nauki przyrodnicze – fizykę, chemię i biologię
oraz odpowiednich przyrządów znajdują się
w poznawczym więzieniu.
Przypominają inteligentne ryby żyjące
w głębokim, zacienionym stadzie[2]
E. O. Wilson
[1] K. Darwin, Notebooks [w:] O pochodzeniu cnoty, M. Ridley, Poznań 2002, s. 104. [2] E.O. Wilson, Konsiliencja, Poznań 2002., s. 71. Przez wiele lat w badaniach antropologicznych wykorzystywano dorobek tylko nauk humanistycznych. Człowiek jawił się w nich jako wyjątkowa istota, która została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. W wyniku rozwoju nauk przyrodniczych owe przekonanie człowieka o własnej wyjątkowości stawało się coraz bardziej nieuzasadnione. Proces ten trafnie opisała Zuzanna Stromenberg w przedmowie do książki Konrada Lorenza „Tak zwane zło”. Z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że „ujawnienie prawidłowości dotyczących. miejsca człowieka jako gatunku w przyrodzie działa na ludzi szokująco tym silniej, im mocniej utrwalone jest mniemanie o własnej wyjątkowości”
[1].
Zauważyła, że ludziom trudno było pogodzić się z faktem, że Ziemia – stworzona wszak dla istot podobnych do Boga – nie jest ani centralnym, ani najważniejszym elementem wszechświata, a „postępowaniem człowieka rządzą nie zawsze uświadomione wrodzone popędy i instynkty stawiające pod znakiem zapytania jego własną wolę”
[2]. Mało tego – „owe wrodzone popędy i instynktowne działania okazują się bynajmniej nie specyficznie ludzkie, ale pochodzą w prostej linii od zwierzęcych antenatów, wobec czego są w wielu wypadkach homologiczne, czyli genetycznie równoznaczne z popędami i instynktami wielu współcześnie żyjących zwierząt”
[3]. Uświadomienie sobie powyższych stwierdzeń jest w dużej mierze (jeśli nie wyłącznie) zasługą nauk przyrodniczych z ich eksperymentalnym i empirycznym podejściem do przedmiotu badań. Przyznał to twórca socjobiologii, Edward Wilson: „Empiryzm całkowicie odwrócił sens starej formuły. Położył kres oszałamiającej teorii głoszącej, że jesteśmy wyjątkowymi istotami, które zostały umieszczone przez bóstwo w centrum wszechświata ku chwale bogów, jako korona Stworzenia”
[4].
Kolejny cios ludzkiej pysze zadali Georg Williams i William Hamilton, którzy w latach 60. byli autorami rewolucji w biologii, określonej później mianem „samolubnego genu”. Głosi ona, że ludzkim zachowaniem nie kieruje altruizm, egoizm (w stylu hobbsowskiego stanu naturalnego – walki każdego z każdym), czy dążenie dla dobra swoich rodzin, a nawet potomstwa, ale geny. Ludzie nie kierują się więc interesem własnym (jak uważali Darwin czy Huxley), ale – genetycznym. Z kolei psychologia ewolucyjna głosi, że normy etyczne (ściślej: uczucia moralne) ułatwiły człowiekowi adaptacje i podporządkowanie sobie otoczenia. Są one jednak swoiście rozumiane: jako zaprogramowane w wyniku ewolucji.
W ostatnich dziesięcioleciach naukowcy zajmujący się tzw. człowieczeństwem coraz częściej sięgają więc do dorobku przyrodoznawców, którzy próbują wyjaśniać zachowanie ludzi porównując je z zachowaniami zwierząt
[5]. Istotny wkład wnieśli zwłaszcza ci badacze, którzy analizowali najbardziej spokrewnione z ludźmi małpy człekokształtne. Jak słusznie zauważył Matt Ridley: „Każdy kto uważa, że jest to nieistotne dla badań nad ludźmi, musi być Marsjaninem. Jesteśmy naczelnymi i możemy dowiedzieć się o naszych korzeniach, badając naszych krewnych”
[6]. Nie oznacza to jednak, że porównując zachowania się zwierząt i ludzi, należy skoncentrować się tylko na naczelnych. Warto w tym kontekście przytoczyć słowa Wolfganga Wicklera, który stwierdził, że poprzez obserwację zwierząt można porównywać ich cechy oraz gatunki, co zmierza do odkrycia wspólnego pochodzenia (homologie) oraz czynności, co zmierza do odkrycia podobieństwa przystosowania (konwergencje)
[7]. Ten niemiecki zoolog i botanik słusznie zauważył, że badania nad porównaniem zachowań ludzi i zwierząt (homologie) zdominowały zainteresowania badawcze naukowców. Uważają oni, że tylko w ten sposób sformułują wnioski dotyczące zachowania człowieka. Według Wicklera badania konwergencji są niemniej ważne niż homologie. W celu porównania zachowania człowieka i zwierząt, warto więc przyjrzeć się nie tylko szympansom czy małpom bonobo, ale również pozostałym gatunkom. Wiedza pochodząca z takich badań umożliwi – przynajmniej częściowe – zrozumienie funkcjonowania i uwarunkowania samego człowieka, który – jak już stwierdzono przeszło wiek temu – pochodzi od swoich zwierzęcych antenatów. Na zakończenie tego krótkiego opisu zasadności przytoczenia w niniejszej pracy dokonań nauk przyrodniczych, warto przytoczyć słowa Wilsona, dążącego do powiązania dokonań humanistyki i przyrodoznawstwa. Postulat ten określa jako „największe wyzwanie dla ludzkiego umysłu”
[8]. Jego zrealizowanie umożliwiłoby – jego zdaniem – rozwiązanie wielu problemów nauk humanistycznych przez przyrodoznawców.
Celem pracy jest próba zastosowania wyników badań nauk przyrodniczych do zagadnienia moralności. Wielu badacze zajmujących się tymi naukami – umownie można ich nazwać „przyrodnikami” – uważają, że normy etyczne są wynikiem ludzkiego doświadczenia. Ich antagonistami są „transcendentaliści”, którzy stoją na stanowisku, że normy te nie pochodzą z empirycznego źródła
[9]. Zgodnie z pierwszym stanowiskiem, zwierzęta – wbrew obiegowej opinii – mogą przejawiać zachowania, które przynajmniej w rudymentarnej formie można nazwać moralnymi. „Źródłem tych zachowań są pewne dziedziczne predyspozycje umysłu”
[10], jak napisał Wilson, a jako takie mogą być wspólne zarówno ludziom, jak i zwierzętom. Punktem wyjścia rozważań będzie przytoczenia tych definicji etyki i moralności, które będą przydatne do badania powyższych zagadnień.
Etyka jest nauką zajmującą się badaniem moralności i systemów myślowych, z których można wyprowadzić zasady moralne[11]. Teorie etyczne ze względu na motywacje zachowań dzielimy na: systemy motywistyczne, które zakładają, że o moralnej ocenie danego czynu decyduje przede wszystkim motyw, efektywistyczne – o moralnej ocenie danego czynu decyduje wyłącznie jego efekt i wreszcie nominalistyczne, które abstrahują zarówno od motywu jak i efektu. Zgodnie z ta ostatnią, dobre w obrębie danego systemu moralnego jest po prostu to, co jest zgodne z nakazami tego systemu (np. przykazanie „nie zabijaj”). Pierwsza z nich nie jest przydatna do badań nad zachowaniami zwierząt. Trudno jest bowiem wnioskować o ich motywacji, gdyż brakuje skutecznego narzędzia komunikacji[12]. Warto jednak przyjrzeć się zachowaniu zwierząt z punktu widzenia systemu etyki efektywistycznej oraz nominalistycznej.
Zwierzęta podzielają z ludźmi te zachowania, które dążą do utrzymania spoistości i trwałości grupy. Świadczy to o tym, że występują wśród nich zachowania zgodne z normami efektywistycznymi, które ukierunkowane są na cel (np. trwanie zwartej społeczności) oraz nominalistyczne, czyli ukonkretnione zasady, które powinny być przestrzegane w danej zbiorowości (np. norma „nie zabijaj” ograniczająca możliwości konfliktu wewnątrz grupy). Biorąc pod uwagę tak zdefiniowaną moralność, dobrymi i dozwolonymi zachowaniami są te, które sprzyjają umacnianiu trwałości grupy. W niniejszej pracy będą przedstawione przykłady działań zarówno ludzi, jak i zwierząt ukierunkowane na jeden cel – umożliwienie przeżycia genów. W ten sposób wyjaśnione zostały wiele problematycznych zachowań zarówno ludzi, jak i zwierząt.
Zachowania dążące do zachowania przez społeczność spójności występują w społecznościach ludzkich. Etnologowie zwracają uwagę, że osiągnięcie trwałości grupy było jednym z głównych celów polowań w grupach zbieracko-łowieckich. W przeciwnym razie trudno wytłumaczyć wielodniowe i ryzykowne polowania na zwierzęta, których mięso daje mniej kalorii od żywności uzbieranej i upolowanej w okolicy zamieszkania łowców. Dążeniem do zachowania trwałości w grupie wyjaśnić można również, wydawałoby się, „irracjonalne” zachowania człowieka, np. gotowość pomagania innym, czyli altuizmem. Dosyć obszernie pisze o nim Ridley w książce, która jest apoteozą współpracy w grupie „O pochodzeniu cnoty”, w której można przeczytać: „Dlatego też najdalsza od prawdziwego altruizmu, współpracująca osoba zważa raczej na długoterminowe niż krótkoterminowe korzyści własne”
[13]. Autor stara się więc wyjaśnić altruistyczne zachowania ludzi, chęcią osiągnięcia przez nich korzyści odległych w czasie. Analizuje je poprzez przytoczenie dorobku teorii gier, w której relacja pomiędzy poszczególnymi osobnikami winna (o ile wszyscy chcą uzyskać maksymalne korzyści) opierać się na zaufaniu. Jeżeli zostanie ono w stosunku do konkretnej osoby podważone, jednostka ta nie będzie w przyszłości zapraszana do współpracy. Dlatego też opłaca się dokonywać, pozornie irracjonalne (i wbrew wrodzonemu człowiekowi egoizmowi) zachowania. Mają one na celu przekazanie grupie komunikatu: „Patrzcie jestem godny zaufania, współpracujcie ze mną w przyszłości”. Zachowania tego typy redukują możliwość powstawania konfliktów w grupie, czyli przyczyniają się do umocnienia trwałości społeczeństwa. Ridley nazywa je uczuciami moralnymi, które „są urządzeniami do rozwiązywania problemów zaprogramowanymi do zwiększania skuteczności wykorzystywania związków społecznych przez wysoce społeczne stworzenia dla długoterminowych korzyści swoich genów. Są sposobem rozwiązywania konfliktu między krótkoterminową wygodą a długoterminową rozwagą na korzyść tej ostatniej”
[14]. Zgodnie z przytoczoną wyżej teorią „samolubnego genu” Hamiltona i Williamsa można wyjaśnić również, wydawałoby się nielogiczne, zachowania milionerów, którzy pod koniec swego życia zapisują w testamencie cały swój majątek potrzebującym. Nielogiczne, ponieważ, zgodnie z dotychczasowymi poglądami dotyczącymi altruizmu, powinni wspomóc najbliższą rodzinę. Jednak w świetle teorii Hamiltona zachowania milionerów nie są irracjonalne, ponieważ przekazując swój majątek potrzebującym działają w zgodzie ze swoimi genami umożliwiając ich przetrwanie.
Wytworzenie tego typu postaw jest głównym celem socjalizacji i konformizacji zachowań, mających przygotować dzieci do życia w społeczeństwie w zgodzie z „odwiecznymi”, nienaruszalnymi zasadami i wartościami społeczeństwa. Krytykowany jest nadmierny indywidualizm jako odstępstwo od ogólnie przyjętych norm. Jest przez to niebezpieczny dla zbiorowości, ponieważ może zagrozić trwałości grupy. Jest to widoczne w nierzadkich wypowiedziach zwalczających indywidualizm: „zbiorowość jest ważniejsza od jednostki”, „czym byłby człowiek bez wartości”. Należy jednak nadmienić, że w poszczególnych krajach różny jest stopień tolerancji dla „apostatów”. Widoczne to było podczas ostatnich marszów równości w Polsce. Opinia publiczna większości krajów Unii Europejskiej traktowałaby te zgromadzenia jako realizację konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do zgromadzeń. Polacy tymczasem, uznali je za sprzeczne z wyznawanym przez nich światopoglądem i z racji tego za niedopuszczalne. Część komentatorów (m.in. ks. Boniecki z „Tygodnika Powszechnego”) uznało zachowanie Polaków podczas tych marszów za typową reakcję charakterystyczną dla prymitywnych społeczeństw, które impulsywnie i wrogo reagują na jakąkolwiek formę inności. Zastanawiając się nad przyczyną takich zachowań należały się przyjrzeć strukturze społecznej w Polsce. Jest ona, w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, w dużym stopniu homogeniczna – w 95 % składa się z jednej grupy narodowej i religijnej. Każde społeczeństwo, które przez wiele lat funkcjonowało w takiej strukturze (dodatkowo odizolowanej od świata), obawiając się o jej spoistość i trwałość, reagowałoby podobną wrogością na jakiekolwiek elementy inności, czy obcości. Wickler wyjaśnia tego typu zachowania słowami: „Im mniejszą mają łączność z innymi, tym bardziej doskonali wydają się samym sobie; im większa izolacja, tym bardziej negatywna ocena innych (…). Na całym świecie jest tak samo. Dopóki nie ma świadomości związków biologicznych, ekologicznych i etologicznych, dopóty potępianie ‘innych’ – niezależnie od ich definicji – jest niemal nieuniknione jako metoda samoobrony”[15]. Nawiązując do przytoczonej wyżej definicji moralności efektywistycznej, zachowania te paradoksalnie są moralne, gdyż przyczyniają się (przynajmniej krótkoterminowo) do zachowania przez grupę spoistości.
Altruizm i konformizm jednostek są moralnymi, pożądanymi w społeczności zachowaniami. Według wielu naukowców są one wzmacniane i zindywidualizowane przez poszczególne grupy w wyniku przeprowadzania rytuału oraz fatycznej funkcji komunikowania. O znaczeniu tych czynności może świadczyć fakt, że w społecznościach tradycyjnych odmowa uczestnictwa w nich groziła sankcjami zbiorowości, np. ostracyzmem grupowym. Matt Ridley stwierdził, że w rytuale „chodzi o coś więcej niż o demonstrację akceptacji tradycji; chodzi w nim konkretnie o zachęcanie do kooperacji i poświęcenia. Przez udział w tańcu, w ceremonii religijnej czy przyjęciu w biurze podkreślasz swoją gotowość do współpracy z innymi ludźmi”[16]. Rytuał może więc wpływać na gotowość jednostek do pomocy innym. „Akt prawdziwej dobroci – pisze dalej Ridley – jest ceną, jaką płacimy za posiadanie uczuć moralnych (…). Tak więc, kiedy ktoś (…) daje kelnerowi napiwek w restauracji, do której nigdy więcej nie przyjdzie, przekazuje anonimowy datek organizacji charytatywnej, czy leci do Ruandy, żeby pielęgnować chore sieroty w obozie dla uchodźców, nie jest – nawet na dłuższą metę – egoistyczny ani racjonalny. Jest po prostu ofiarą sentymentów zaprogramowanych (podkreślenie – R.O.) dla innego celu: wywołania zaufania przez demonstrowanie zdolności do altruizmu”[17]. Już w tym stwierdzeniu Ridley zakłada, że zachowania altruistyczne nie są świadomymi, przemyślanymi działaniami, tylko efektem „zaprogramowania”. Jeśli tak, należy zadać pytanie czy nie zostaliśmy „zaprogramowani” dużo wcześniej, jeszcze przed pojawieniem się homo sapiens sapiens. W tym celu należy przyjrzeć się wynikom badań na światem zwierząt.
U zwierząt występują, podobne do zaobserwowanych wyżej, „społeczne” zachowania. Może wynikać to z tego, że społeczeństwo według Ridleya „nie zostało wynalezione przez myślących ludzi; wyewoluowało jako część naszej natury”
[18]. Zachowania człowieka mogły więc wyewoluować z analogicznych, bądź podobnych zachowań zwierząt. Warto więc przyjrzeć się im dokładniej. Zwierzęta, tak jak ludzie, współpracują dla dobra całości, a poszczególne jednostki w niejednej społeczności poświęcają życie dla grupy. Współpraca jest więc fundamentem trwania zwierzęcych zbiorowości. Przykładem na powyższą tezę jest zachowanie. afrykańskich koczkodanów tumbili, które reagują na wołanie o pomoc swojego pobratymca tylko wtedy, kiedy ten ostatni pomógł im wcześniej w analogicznej sytuacji. Podobnie u ryb cierników. Są one bardziej tolerancyjne w stosunku do tych „nielojalnych” (czyli działających na niekorzyść zbiorowości) przedstawicieli swojego gatunku, którzy w przeszłości systematycznie współpracowali z grupą. Natomiast te ryby, które permanentnie oszukują społeczność, odsuwane są na margines zbiorowości (ostracyzm grupowy)
[19]. Zwierzęta też niejednokrotnie oddają swoje życie w celu obrony społeczności. Przykładowo, mrówki-robotnice oddającą swe życie w walce z wężem próbując go powstrzymać przed wtargnięciem do mrowiska. Jednostka ginie, ale całość trwa. Mrówki zachowują się tak, jakby najważniejszym interesem był interes zbiorowy. Są to zachowania zgodnie z przytoczoną wyżej teorią samolubnego genu oraz – w świetle moralności efektywistycznej – jak najbardziej moralne.
Przytoczone powyżej teorie rzucają nowe światło na takie „moralne” zachowania człowieka jak altruizm, czy współpraca w grupie. Okazuje się, że zachowania te mogą wynikać z zupełnie innych przesłanek i uwarunkowań, niż sądzono do tej pory. Mało tego - podobne zachowania występują wśród zwierząt, tylko w mniej rozwiniętej formie. Nie można jednak zapominać, że teorie te i próba ich zastosowania w wyjaśnianiu zachowania człowieka są ciągle propozycjami, niemniej bardzo interesującymi. Wnioski wynikające z porównania zachowania zwierząt i ludzi nie są – przynajmniej na obecnym poziomie wiedzy – możliwe do weryfikacji. Są to wciąż hipotezy. Nie oznacza to jednak, że a priori są nieprawdziwe. Przytoczenie ich jest interesujące, gdyż umożliwia to analizowanie i wyjaśnianie zachowania człowieka wykorzystując dorobek nauk przyrodniczych, a nie jak to miało miejsce do tej pory – tylko humanistycznych.
[1] K. Lorenz, Tak zwane zło, Warszawa 1972, s.15. [4] E.O. Wilson, Konsiliencja, Poznań 2002, s. 373. [5] Jak choćby etologia i socjobiologia. [6] M. Ridley, dz. cyt., s. 176-177. [7] W. Wickler, Biologia dziesięciu przykazań, Poznań 2001, s. 33. [8] E.O. Wilson, op. cit., s. 16.
[9] Więcej na te temat [w:] Ibid., s. 358-400. [12] Chociaż i to stwierdzenie nie jest do końca uprawomocniona, biorąc pod uwagę skuteczne próby komunikowania się z wyższymi prymatami. Pewne umiejętności zbliżone do komunikacji mają małpy człekokształtne, zwłaszcza szympansy karłowate (bonobo); patrz: Etnologia religii, A. Szyjewski, Kraków 2000. [13] M. Ridley, op. cit., s. 160.
[15] W. Wicler, op. cit., s.148-149.
[18] M. Ridley, op. cit, s. 17.
[19] Patrz: M. Ridley, op. cit., s. 101.